Fala powodziowa powoli opuszcza Polskę południową, a „bohaterem” ostatnich dni stał się zbiornik retencyjny Racibórz Dolny, który zatrzymując sto kilkadziesiąt milionów metrów sześciennych wody, ochronił kilka miast, w tym Wrocław, przed zalaniem. Co było przyczyną katastrofalnych ulew w połowie września i jakie wnioski możemy z tych zdarzeń wyciągnąć na przyszłość?
Powodzie nękały ludzkość od zawsze, problemem jest to, że w ostatnich latach takie zjawiska pojawiają się częściej, a ich skala rośnie. To, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu było zdarzeniem ekstremalnym i wyjątkowym, w niedalekiej przyszłości stanie się normą w naszym klimacie. Będą na przemian pojawiały się długie okresy suszy i ulewne deszcze, albo tak jak obecnie – jednocześnie. W części Polski mamy bowiem nadmiar wody w rzekach, a w innych rejonach mniejsze rzeki zanikają. Wszystkiemu winne są zmiany klimatu.
Pojawiające się komentarze meteorologów i hydrologów dowodzą, że niż genueński Boris, który spowodował ulewy jest właśnie skutkiem zmian klimatycznych, za które odpowiedzialna jest emisja gazów cieplarnianych. W ostatnich kilku dekadach w Polsce średnia roczna wysokość opadów na ogół nie ulegała istotnym zmianom w większości regionów, istotnie natomiast wzrosły maksymalne natężenia występujących deszczy, częściej pojawiają się opady nawalne, na które nie jesteśmy odpowiednio przygotowani.
Na obszarach niezmienionych antropogenicznie większość wód opadowych w czasie umiarkowanych deszczy infiltruje do gruntu, by zasilić zasoby wód podziemnych lub powolnym spływem podpowierzchniowym trafiać do rzek i strumieni. Urbanizacja i przekształcanie terenu w istotny sposób zmieniają naturalny obieg wody w przyrodzie.
W miastach uszczelniamy powierzchnię, często nadmiernie i niepotrzebnie, a wody opadowe jak najszybciej odprowadzane są do kanalizacji i najbliższego odbiornika, by zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom i uniknąć strat materialnych. Na terenach pozamiejskich wycinane są lasy, likwidowane bagna, retencja wód na zlewni jest coraz mniejsza. W takich warunkach w momencie wystąpienia opadów następuje szybki, niemal natychmiastowy (zwłaszcza w rejonach górskich) spływ wód deszczowych do rzek, ich gwałtowne wezbrania i powodzie.
Obecną powódź często porównuje się do poprzedniej „wielkiej wody” w 1997 r. Teraz byliśmy lepiej przygotowani, powstały budowle hydrotechniczne, które miały uchronić przed tak katastrofalnymi skutkami, jakie wystąpiły ponad ćwierć wieku temu. Ale każda infrastruktura hydrotechniczna, która ma nas zabezpieczyć przed skutkami powodzi, jest projektowana przy założeniu określonego prawdopodobieństwa wystąpienia opadu, który może się pojawić w danym rejonie.
Opady mające miejsce w połowie września na południu Polski były zdarzeniem wyjątkowym dla tej pory roku i rejonu. W Kotlinie Kłodzkiej w ciągu zaledwie 5 dni spadło ponad 300 mm deszczu, mniej więcej połowa rocznych opadów w Łodzi. Przy tak intensywnych opadach woda już nie wsiąka, spływa szybko do najbliższej rzeki, pojawiają się gwałtowne wezbrania. Ratunkiem spłaszczenia fali powodziowej mogą być zabezpieczenia hydrotechniczne, w tym zbiorniki retencyjne, które, aby właściwie spełniać swoją funkcję, muszą być odpowiednio eksploatowane, i to w dynamicznie zmieniających się warunkach.
Gdy przejdzie fala powodziowa i przynajmniej częściowo uporamy się z jej skutkami przyjdzie czas analiz, jak powinniśmy przygotować się na następne lata, by skutki ekstremalnych opadów nie były tak katastrofalne. Jak projektować zbiorniki retencyjne, wały i inną infrastrukturę przeciwpowodziową, by zoptymalizować koszty jej budowy (bardzo wysokie, zarówno materialne, jak i społeczne), zapewniając jednocześnie jej maksymalną niezawodność.
Powinniśmy też jednak zadbać o stan zlewni, odtwarzać mokradła, renaturyzować rzeki i doliny rzeczne, tam gdzie to możliwe zachować naturalne zagłębienia i nierówności terenu, umożliwiać w jak największym stopniu retencję wody na zlewni.
W przypadku zlewni miejskiej o zwartej zabudowie przy spadku 5% odpływa nawet 90 % wody deszczowej, z pól i pastwisk 15-20 %, a z terenów leśnych zaledwie 6%. Aby chronić naturalną retencję wody Ustawa Prawo Wodne z 2017 roku wprowadziła opłaty „za zmniejszenie naturalnej retencji terenowej na skutek wykonywania na nieruchomości o powierzchni powyżej 3500 m2 robót lub obiektów budowlanych trwale związanych z gruntem mających wpływ na zmniejszenie tej retencji przez wyłączenie więcej niż 70% powierzchni nieruchomości z powierzchni biologicznie czynnej na obszarach nieujętych w systemy kanalizacji otwartej lub zamkniętej”.
Nie jesteśmy jednak w stanie w pełni zabezpieczyć się przed skutkami każdego opadu, dlatego najwyższa pora, by zintensyfikować działania w celu przeciwdziałania zmianom klimatu, które przynoszą tak dramatyczne konsekwencje.