Współczesne problemy ze „starą” ewolucyjnie witaminą D

Niedobory witaminy D są tak powszechne, że mówi się o nowej epidemii.

Naukowcy oceniają, że występują one u 25-50% populacji (zależnie od regionu geograficznego, pory roku, klimatu, diety oraz podłoża genetycznego mieszkańców danego regionu). Brytyjskie badania przeprowadzone w grupie 7 tys. pacjentów (średni wiek 10 lat), wykazały, że niedobory witaminy D ma około 30% nastolatków. U 18-latków jej niedobory zdiagnozowano nawet u 75% badanych. W Polsce niedobory witaminy D występują nawet u 90% populacji…

Skąd te niedobory?

Przecież jesteśmy świadomi znaczenia witaminy D dla naszego zdrowia. Rok temu minęło 100 lat od chwili, gdy ukazała się pierwsza publikacja na temat jej roli w gospodarce wapniowej organizmu oraz w etiologii krzywicy. Witamina D jest obecna w produktach spożywczych, powstaje także w skórze pod wpływem promieni słonecznych. Ale produkty spożywcze zapewniają zaledwie 20% dziennego zapotrzebowania na tę witaminę. Pozostałe 80% powinno powstać w naszej skórze pod wpływem promieniowania UV.

Jednakże społeczeństwa krajów uprzemysłowionych większość czasu spędzają pod dachem (rodzaj pracy, obawa przed nowotworami skóry, ostrzeżenia lekarzy). Dlatego ilość witaminy D syntezowanej w skórze też jest niedostateczna. Sensownym rozwiązaniem wydają się suplementy witaminy D. Trzeba, najlepiej pod kontrolą lekarza, zdecydować, jaka dawka będzie dla nas najlepsza: 1000, 2000 a może nawet 4000 jednostek?

Lekarze apelują jednak, aby nie przyjmować witaminy D w zbyt dużych dawkach, ponieważ zgodnie z najnowszymi badaniami jest ona hormonem. Działa nie tylko jako regulator homeostazy wapniowej, ale także jako regulator układu odpornościowego. Przedawkowanie może więc okazać się niebezpieczne dla naszego zdrowia.

Suplementacja – tak! Ale jaka?

Brak jest dotychczas jednoznacznych zaleceń, jaka powinna być suplementacja witaminy D, bo jej rola jest inna w przypadku dzieci, osób dorosłych i seniorów. Poza tym jej poziom w organizmie zależy w dużej mierze od strefy geograficznej i liczby dni słonecznych w danej strefie klimatycznej oraz od naszego trybu życia i rodzaju pracy.

Najnowsze badania naukowe wskazują, że jest jeszcze jeden ważny czynnik, z którego istnienia nie zdawaliśmy sobie do niedawna sprawy, mianowicie geny. Nie chodzi tu o podłoże genetyczne odziedziczone po rodzicach lub dziadkach, ale po przodkach żyjących kilkanaście tysięcy lat temu. Warto wiedzieć, że współcześni Europejczycy są potomkami trzech wielkich fal migracyjnych. Jako pierwsi po Neandertalczykach pojawili się w Europie 40-45000 lat temu łowcy-zbieracze. Później, jakieś 8-10 tys. lat temu do Europy przybyli neolityczni rolnicy z Anatolii (dzisiejsza Turcja).

Tę falę migracji kojarzy się obecnie z najstarszą znaną cywilizacją, która wcześniej, ok. 12 000 lat temu w rejonie Gebekli Tepe i Karahan Tepe (Turcja) tworzyła podwaliny osiadłego trybu życia opartego na rolnictwie i hodowli zwierząt. Najmłodszą falę migrantów stanowili natomiast koczownicy ze stepów Eurazji, którzy przybyli do Europy 5 tysięcy lat temu. Mieli jasną skórę, przynieśli do Europy koło i języki indoeuropejskie. Ze względu na rodzaj pochówków dominujący wśród koczowników, archeolodzy określają ich jako „kulturę grobów jamowych”.

Badania genetyczne wskazują, że w porównaniu do wcześniejszych fal migracji, koczownicy byli najlepiej przygotowani do niedoborów witaminy D. Kilkanaście tysięcy lat temu czynnikiem „doboru naturalnego” były dla nich bardzo trudne warunki na stepie, długie ciemne zimy i brak słońca. W efekcie przynieśli do Europy zestaw genów, który zapewnia ich potomkom najbardziej efektywny metabolizm, transport i wykorzystanie witaminy D, m.in. dla lepszej odporności. Część współczesnej populacji europejskiej ma geny dawnych koczowników ze stepów Eurazji i lepiej radzi sobie z niedoborami witaminy D. Ale 25-30% Europejczyków (m.in. mieszkańcy Sardynii i Toskanii) ma inny genotyp, odziedziczony po rolnikach z Anatolii i nie tak sprawny w syntezie witaminy D i gospodarowaniu jej zasobami. Właśnie te osoby powinny przyjmować większe dawki witaminy D albo wystawiać się na działanie promieni słonecznych.

Porównując tę odległą przeszłość populacji europejskiej i to, jak bardzo w ostatnich dziesięcioleciach zmieniło się życie dwóch pokoleń, dochodzimy jednak do niepokojących wniosków. Przez długi okres czasu przedstawiciele Homo sapiens mieli ciemną skórę i tradycyjny sposób życia, który zapewniał im dostateczny poziom syntezy witaminy D w skórze. Masowe migracje nie zdarzały się zbyt często, a przedziały czasowe między nimi były wystarczająco długie, aby migranci przystosowali się do nowych warunków klimatycznych i geograficznych. To przystosowanie polegało na powstawaniu odpowiednich zmian w DNA (tzn. różnych wariantów genów, albo alleli).

Jednakże transporty niewolników z Afryki do Ameryki Środkowej i Północnej (XVI – XIX wiek) oraz migracje zarobkowe z Europy do USA (XIX wiek), sprawiły, że miliony ludzi znalazły się w warunkach obniżonego nasłonecznienia i „genetycznie” nie zdążyły przygotować się na tę zmianę. Stąd poważne niedobory witaminy D i związane z tym choroby.

Najnowsze „wynalazki” ludzkości czyli rewolucja przemysłowa 200 lat temu (przynajmniej w Europie) oraz, ostatnio, zmiany klimatu i globalizacja sprawiły, że kolejne setki milionów ludzi w sposób drastyczny zmieniają tryb życia, a często także swoje miejsce na Ziemi. Dlatego obecnie dla kilku miliardów ludzi, a szczególnie ciemnoskórych mieszkańców naszej planety poziom witaminy D to poważny czynnik ryzyka i zwiększone prawdopodobieństwo wielu chorób.

Ok. 25% populacji to tzn. osoby „słabo przyswajające witaminę D”, które są bardzo wrażliwe na jej niedobory. Te osoby powinny przyjmować więcej witaminy D (ok. 50-100 µg dziennie, tzn. 2000 – 4000 IU). Są określani jako „low responders”.

Druga grupa to tzw. „high responders”: bardzo dobrze przyswajają witaminę D; wystarcza im 10–20 µg dziennie, tzn. 400 – 800 IU.